Wpisz i kliknij enter

Francis Harris – Trivial Occupations

Impresjonistyczny obraz odmalowany pastelowymi dźwiękami.

Kiedy młody Francis Harris słuchał punka i jeździł na deskorolce, nie cierpiał muzyki elektronicznej. Z czasem zmienił jednak zdanie – i stał się jednym z bardziej znanych didżejów na Brooklynie w latach 90. Nie omieszkał również zacząć tworzyć własnej muzyki. Najpierw poznaliśmy go jako Adultnappera – bo właśnie pod tym pseudonimem działał w minionej dekadzie, serwując minimalowy tech-house, który cieszył się większą popularnością w Berlinie niż w jego rodzimym Nowym Jorku.

Na początku obecnego dziesięciolecia Harris porzucił swoje poprzednie alter ego – i już pod własnym imieniem i nazwiskiem objawił się jako twórca wyjątkowo wysmakowanego deep house’u. Jego dwa solowe albumy – „Leland” i „Minutes Of Sleep” – pokazały jak nieznane wcześniej możliwości tkwią w tym gatunku, przynosząc mu popularność u fanów i wysokie noty u krytyków. To pozwoliło amerykańskiemu producentowi rozkręcić działalność dwóch wytworni płytowych – Scissor & Thread i Kingdoms. Teraz nakładem tej pierwszej otrzymujemy jego trzeci album.

„Trivial Occupations” to dzieło zbiorowe. Dowiadujemy się o tym już z otwierającego zestaw „At First A Wide Space” – świetlistego ambientu, który łączy syntezatorowe brzmienia z partią smyczków w wykonaniu Emila Abramyana. „St. Catherine And The Calm” zaczyna się dźwiękami perlistego piano zanurzonego w szeleszczących dźwiękach otoczenia, ale potem uderza deep house’owy puls, który dodatkowo wnosi ze sobą ciepłe tchnienie wibrafonu i ukrytą w dalekim tle partię trąbki. Ambientowe pejzaże powracają w utworze „Song For Aguirre”, który kojarzy się z jazzowymi soundtrackami do filmów noir rodem z lat 70.

Jeszcze bliżej jazzu lokuje się nagranie tytułowe. To właściwie ambient – ale pozbawiony elektroniki i spleciony jedynie z akustycznych dźwięków ludzkiego głosu, wiolonczeli, saksofonu, gitary, i fortepianu, zaserwowanych przez gości Harrisa: Genevieve Marentette, Robbiego Reddy, Dave’a Harringtona i Willa Shore’a. Potem dla odmiany nowojorski producent serwuje nam dwa nagrania bliskie bass music – podrasowany na dancehallową modłę „Dalloway” z wokalnym udziałem Kaissy oraz wpisany w ramy UK garage’u „Recital Of Facts”.

„Parklife” mógłby się znaleźć którejś częśc kompilacji „Pop Ambient”. Harris prezentuje tu podobną wrażliwość muzyczną do tej, która stała się znakiem rozpoznawczym Wolfganga Voigta i jego podopiecznych. Oniryczna i zaszumiona elektronika jest w tych utworach impresjonistycznym tłem, na które koledzy nowojorczyka nakładają kolejne barwy – spogłosowaną trąbką czy tęskne piano. Potem tylko w „Minors Forms” znów uderzają zredukowane breaki, niosące jazzową solówkę na trąbce – bo finałowe „Beaumont” i „No Useless Leniency” to ponownie organiczny ambient, łączący subtelne partie syntezatorów z soundtrackowymi pasażami „żywych” instrumentów.

Ci, którzy poznali i pokochali muzykę z płyt „Leland” i „Minutes Of Silence” mogli spodziewać się, że Francis Harris pójdzie na swym kolejnym dziele jeszcze dalej. „Trival Occupations” właściwie nie ma już jednak wiele wspólnego z zamieszczonym na tamtych albumach deep house’m. Owszem tu też mamy w kilku nagraniach taneczne rytmy, ale są one tak przetworzone, że właściwie nie nadają muzyce klubowej energii. Harris tym razem skupia się na dźwiękach akustycznych instrumentów i splata z nich piękne brzmienia, uwodzące nostalgicznym klimatem i niebanalnymi melodiami, świadczącymi o jego niczym nieograniczonej wyobraźni muzycznej.

Scissor & Thread 2018

www.scissorandthread.com

www.facebook.com/scissor.and.thread.nyc

www.facebook.com/Adultnapper







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
night
night
5 lat temu

dla mnie duże rozczarowanie, ale to rzeczywiście może być kwestia oczekiwań, liczyłem na to że pod swoim nazwiskiem harris będzie szedł w deephousowe brzmienia, a ambient, jazz i neoklasycyzm pozostawi sobie na projekty typu aris kindt, niestety, album praktycznie wyprany z bitów i klubowej „energii”, trzeba zatem wrócić do ‚lelanda’ 🙂

Polecamy