Wpisz i kliknij enter

The Necks – Unfold

Nieprzewidywalni czarodzieje.

W ubiegłym roku zespół świętował dość hucznie swoje 30. urodziny. Tony Buck (perkusja, gitara), Lloyd Swanton (bas) i Chris Abrahams (fortepian, syntezatory) wybrali się w trasę koncertową. Na ich drodze znalazł się też Wrocław (23 listopada, Jazztopad). Jednak najbardziej spektakularne wydarzenie odbyło się 20 listopada w słynnym holenderskim klubie Bimhuis. Było to osiem godzin wspólnego grania. Na scenie obok członków The Necks pojawili też tacy artyści jak Axel Dörner, Xaviar Charles, John Butcher, Michael Moore, Michael Vatcher, Kai Fagaschinski, Michael Thieke, Magda Mayas, Ivar Grydeland, Christian Wallumrød czy Ingar Zach.

Odnoszę wrażenie, że popularność australijskiego tria wciąż rośnie, zresztą nie ma czemu się dziwić, skoro prawie każda ich płyta wdrapuje się na szczyty rozmaitych podsumowań i zestawień. Nie jest to wynik jakiegoś hajpu, tylko tego, co prezentują na swoich wydawnictwach. Niesamowite jest też to, iż w dobie powierzchownego słuchania, spadku sprzedaży nośników fizycznych, kultury obrazkowej, słabego czytelnictwa i wielu innych zasmucających faktów, długie formy muzyczne Australijczyków przyciągają uwagę oraz ściągają publiczność do sal koncertowych (wypełnionych po brzegi) w różnym wieku. Jak sądzicie, gdzie zatem tkwi ich sekret?

Odnośnie popularności The Necks, warto wspomnieć o tym, iż nazwę tej grupy wymieniają znaczący twórcy i to przy różnych okazjach. W 2014 roku Lawrence English w samych superlatywach przedstawił „Open”, zaś pod koniec roku 2016 zadałem Jimowi O’Rourke nasze fundamentalne „3 pytania”, w których to Amerykanin obwieścił, że zasłuchuje się w nieoficjalnych nagraniach koncertowych The Necks. Z kolei poprzednia płyta tria, pt. „Vertigo” (recenzja) wskoczyła na listę moich ulubionych albumów roku 2015.

W przeciwieństwie do dwóch ostatnich produkcji – „Open”, „Vertigo” – na tegorocznym „Unfold” zmieniła się nieco forma prezentacji. Tam mieliśmy jedną, bardzo długą kompozycje, a teraz mamy cztery utwory. Oczywiście ten fakt nie ma absolutnie żadnego wpływu na jakość czy poziom transu, do jakiego przyzwyczaili nas muzycy The Necks.

Nie od dziś wiadomo, że The Necks przekraczają granice stylistyczne – łączą muzykę improwizowaną z jazzem, post-rockiem, ambientem, minimalizmem, elektroniką itd., to wydaje się, iż podwójnym longplayem „Unfold” powracają w znaczymy stopniu do form improwizowanych, najlepiej to słychać w utworach „Rise” i „Timepiece”. W tym drugim ponad dwudziestominutowym fragmencie fortepianowe imitacje pozytywki (znamy te rozwiązana z ich pierwszych albumów) zamieniają się w pewien rodzaj „gwiezdnego pyłu” okrywającego rozimprowizowaną sekcję rytmiczną. Plemiennego pulsu można doszukać się w nagraniu „Overhear”, a konkretnie spod znaku muzyki afrykańskiej, gdzie brzmienia organów Abrahamsa mocno kojarzą się z twórczością Hailu Mergia. Duże wrażenie zrobił na mnie utwór „Blue Mountain” – hipnotyczny, kontemplacyjny The Necks w najszlachetniejszej postaci (hipno-jazz?).

Wszystko wskazuje na to, że „Unfold” zajmie stosowne miejsce wśród moich najważniejszych płyt tego roku. Po każdym ich albumie człowiek zachodzi w głowę pytając siebie: czy da się jeszcze coś tak niezwykłego „wykroić” z muzyki improwizowanej, którą eksploruje się od kilku dekad na wszystkie możliwe sposoby? Muzycy The Necks zawsze dają jasną odpowiedź – tak!

10.02.2017 | Ideologic Organ

 

Strona The Necks »
Profil na Facebooku »
Strona Ideologic Organ »
Profil na Facebooku »
Profil na BandCamp »







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
adamashnova
adamashnova
7 lat temu

Miód!

Polecamy