Wpisz i kliknij enter

PJ Harvey – Let England Shake


Jesteś jak gwiazda z telewizji. Jesteś jak nienasycona sławą celebrytka. Wszędzie Ciebie pełno. Pojawiasz się w głównym wydaniu wiadomości, na dizajnerskich tiszertach, na kliszach Dorothei Lange. Nie znikasz.

Raz pleciesz długie warkocze, innym razem golisz głowę aż do krwi. To, co z czupryny pozostaje, traktujesz wykałaczką a na obiad zajadasz tasiemkę starą. Kto Cię rozgryźć zdoła?

Wielu było śmiałków, którzy o Twe wątpliwe względy – z różnym zresztą skutkiem – zabiegali. W tym niefortunnym położeniu znalazła się także Polly Jean Harvey, lat 42, brwi ciemne i regularne, skóra matowa, żadnych tam barwionych dzięcieliną dziewczyńskich różów na policzkach. Ostatnio widziana w XIX-wiecznym kościele Św. Piotra w Dorset, podlondyńskim hrabstwie rozsławionym na cały slowfoodowy świat przez Hugh Fearnleya -Whittingstalla.
(Tak między nami, Hugh piecze fajne ciasto z rabarbarem z własnego ogródka, ale nie ma w sobie aż tyle magnetyzmu, by dziewczynę z Londynu na wieś przyciągnąć. PJ odbyła sentymentalną podróż do krainy swego beztroskiego dzieciństwa a pewnie także akustyka zabytkowej świątyni odegrała w podjęciu decyzji o przyjeździe rolę niebagatelną).

Panna Harvey miała spędzić w Dorset pięć tygodni w absolutnej tajemnicy przed światem, poszukując metody na opowiedzenie z własnej perspektywy, jak to właściwie z Tobą jest.

Żadne to przecież ptifurki ani nawet kaszka z mleczkiem, dlatego też przygotowała się do zadania z całą pensjonarską pilnością. Konstrukcją tekstów zajęła się w pierwszej kolejności. Z niewdzięcznego kleistego tworzywa, jakim jest krwawa historia brytyjskich podbojów, uformowała bryły siermiężne i kanciaste, oparte na mocno tuzinkowym słownictwie. Istne pogorzelisko.

Wojenko, wojenko

Twoja srogość nie ma sobie równych. Gdyby nie kompozycyjne sztuczki, byłabyś nie do przełknięcia. Polly zrównoważyła dotkliwą surowość tekstów przewrotną, pyszałkowatą wesołością muzyki. W tym dychotomicznym szyku nieźle się broni każda z frakcji.

Melodyjność albumu rządzi się jednak pewnymi prawami – dźwięki rozgaszczają się w hipokampie, wszystkie je zapamiętuję lepiej niż wierszyk Szelburg-Zarembiny na lekcji polskiego. Później łapię się na podśpiewywaniu „The Words That Maketh Murder” przy oddzielaniu tkanin białych od kolorowych. Gdy tylko ten nonsens dotrze do mojej świadomości, czerwienię się po sam czubek nosa. Potem zaś czerwienię się zawstydzona faktem, że się w ogóle ośmieliłam czerwienić. Że dałam się nabrać. Przecież muzyka także po to jest, żeby towarzyszyć wszelkim prozaicznym czynnościom, mam rację?

Pomysł z samplowaniem nie jest z gruntu zły, choć tak naprawdę udało się tylko w przypadku „England” pożenionej z kurdyjską pieśnią miłosną oraz „The Words That Maketh Murder” z wplecioną linijką tekstu z „Summertime Blues” Eddiego Cochrana.

Za to absolutnie bezbłędnym posunięciem było zaangażowanie fotografa wojennego Seamusa Murphy’ego, który wyruszył w samotną podróż po Anglii z „Let England Shake” w słuchawkach. Każdy z utworów zawartych na krążku doczeka się teledysku zmontowanego z doskonale wymierzonych strzałów z obiektywu Murphy’ego (dotąd powstały 3 klipy) a pod koniec roku gotowy będzie film podsumowujący jego wyprawę.

Wojenko, wojenko

To nie jest list miłosny. Wcale Cię nie kocham i zupełnie nie rozumiem. PJ Harvey poświęciła dwa lata na rozszyfrowanie Twojej łamigłówki. Gdyby nie ona, nigdy nie napisałabym o Tobie nawet słowa. O tej płycie trzeba było jednak wspomnieć, choćby się nawet nie chciało, choćby wystąpiły groźne opady w czarującej kombinacji gradu śniegu i dżdżu.
Nie napisać tej recenzji to jak owinąć książkę w ulotkę z rossmana. W zasadzie wykonalne, ale zasnąć spokojnie nie sposób.

Vagrant / Island Def Jam 2011







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy