Wpisz i kliknij enter

Steffi – Yours & Mine

Słychać, że muzyka ta powstała pod kobiecą ręką.

Pochodząca z Danii didżejka Steffi Doms objawiła swe producenckie talenty całkiem niedawno. Jej pierwsze nagrania zrealizowane dla Ostgut Ton i Underground Quality w ciągu dwóch minionych lat, spotkały się z wyjątkowo życzliwym przyjęciem fanów i krytyki. Nic w tym dziwnego – wszak Steffi wypracowała swój styl w Panorama Barze, gdzie grają najlepsi didżeje specjalizujący się w różnych odmianach house`u. Teraz przyszedł czas na pełnowymiarowy debiut – album „Yours & Mine” – opublikowany oczywiście przez Ostgut Ton.

Muzyka zawarta na krążku odwołuje się wyraźnie do brzmień z pierwszej połowy lat 90. To oczywiście deep house, ale nie taki, jaki znamy ze współczesnych dokonań Moodymana czy Theo Parrisha. Oto już dwa pierwsze utwory odsłaniają inne oblicze gatunku. W „Lilo” trafiamy na rozmarzone dźwięki, przywołujące wspomnienie wczesnych dokonań artystów łączących Detroit z Londynem – Carla Craiga czy projektów As One i Stasis. Inaczej dzieje się w „Piem” – to również deep house, ale bliższy brzmieniom z Chicago, znanym choćby z wydawanych w latach 90. przez brytyjski Peacefrog płyt Glenna Undergrounda i Paula Johnsona. Steffi doskonale czuje ten klimat – jej nagrania płyną swobodnie, tworząc idealny soundtrack do nocnej jazdy po rozświetlonej metropolii.

Twardsze podkłady rytmiczne znajdujemy w innych kompozycjach – „Manic Moods” i „Mine”. Mocnym uderzeniom bitu towarzyszą tu falujące pochody basu, które niosą metaliczne akordy klawiszy poszyte subtelnymi kąśnięciami acidowych efektów. Wszystko to jednak osadzone na onirycznych tłach, tworzonych przez strzeliste pasaże smyczkowych syntezatorów. W podobny sposób budowali nastrój swych kompozycji twórcy drugiej fali detroitowego techno – choćby Kenny Larkin czy Sean Deason. Niemiecka producentka ma podobne wyczucie stylu, potrafi bowiem w finezyjny sposób połączyć taneczną funkcjonalność z soundtrackowym rozmachem.

Już dawno deep house nie brzmiał tak zmysłowo, jak w „Arms” i „Moving Lips”. W nagraniach tych Steffi zwalnia nieco tempo, oddając palmę pierwszeństwa subtelnie tkanym klawiszom, wprowadzającym do obu kompozycji romantyczne tchnienie. W sumie nie ma tu żadnych odkrywczych dźwięków – a wszystko poukładane jest tak pomysłowo, że aż ciarki chodzą po plecach.

W dwóch utworach słyszymy śpiew Virginii Högl. Pierwszy z nich, „Yours”, to finezyjne nawiązanie do dawnych przebojów Inner City – „Good Life” czy „Big Fun” z 1988 roku. Mamy tu podobny podkład rytmiczny, tak samo rwane akordy syntezatorów, a nawet podobny wokal. I nic nie stoi na przeszkodzie, aby dziś to właśnie „Yours” stało się takim klubowym hitem, jak niegdyś wspomniane produkcje Kevina Saundersona. Zupełnie inaczej wypada „Your Own My Mind”. Tym razem na myśl przychodzą nagrania projektu Electribe 101 z albumu „Electribal Memories” z 1990 roku. Virginia Högl śpiewa niemal tak samo, jak niegdyś Billie Ray Martin – zmysłowo i dekadencko – a Steffi otacza jej wokal przestrzenną elektroniką i głębokim pulsem bitu. Znakomite!

Debiutancki album duńskiej producentki wyróżnia się na tle współczesnych dokonań sceny house. Muzyczną dyscypliną i brzmieniową pomysłowością przywołuje najlepsze tradycje gatunku z Londynu, Detroit, Chicago i Nowego Jorku. Słychać, że muzyka ta powstała pod kobiecą ręką – emanuje bowiem wyrafinowanym erotyzmem, który daleki jest od jakiejkolwiek dosłowności. Jeśli kiedykolwiek syntetyczne dźwięki były sexy, to właśnie na tej płycie.

Ostgut Ton 2011

www.ostgut.de/label

www.myspace.com/berghainPanoramabar

www.myspace.com/steffiklakson







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy

Daft Punk / Syny

Zespoły kończą swoją działalność. Proste, nie?