Wpisz i kliknij enter

Superpitcher – Kilimanjaro


Skoro jest tak kompetentny, to bez problemu potrafi wyczuć, którędy wieje klubowy wiatr, a co za tym idzie, gdzie pokierować swoje żagle. Tym razem aż sześć lat szykował się do kolejnego rejsu. Na pierwszej płycie zgrabnie połączył techno, pop, downtempo. Drugą płytą również szeroko rozkłada ramiona, chcąc objąć starych słuchaczy, ale i nowych klubowiczów, którzy o historycznie zasłużonych postaciach jak Knuckles, Robotnick czy Jarre usłyszą gdy ich utwory (oby nie!) trafią na soundtrack jakiegoś topowego filmu i zassane z sieci wylądują na pastelowych iPodach 617 generacji.
Długość oczekiwania sugeruje produkt dopieszczony i warty swojej ceny. Jego artystyczna okładka wielostrukturowość niczym dzieła sztuki. Tytuł – wachlarz emocji: zwątpienia i ekscytacji, zmęczenia i narkotycznej euforii, odczuć podobnych do zdobywania góry. I wszystko się zgadza, choć na pierwszy rzut ucha mamy do czynienia z przyjemnymi piosenkami, które ujmują prostotą i wkręcającym się wokalem. Wszystko nieznośnie przebojowe – od melodii, poprzez słowa, na wokalu kończąc. Harmonijnie sklecone, podane bez nachalności. Kto ma, i w nie patrzy, to tak mówi serce.

Gdy jednak przez szkiełko i oko mędrca przyjrzymy się, ogarnie nas bogactwo formy, niemożliwe wprost do zaszufladkowania. Mimo swojskiego Prelude, które wita biciem dzwonów, trelami ptaków, nasuwają się obrazy małego, bawarskiego miasteczka, nie słychać żadnego jodłowania, tylko Voodoo, z dubowym podbiciem, które pobrzmiewać będzie w następnym utworze – Country Boy, jednak nieco przykryte popowym sznytem wokali i syntezatorów. Miarowy bass i rozpędzone, gwiżdżące dźwięki to znak spieszących się królików, pierwszego singla płyty. Friday Night Tech to ujmujący house z chóralną końcówką, a Moon Fever to klasowy ambient z pobrzękującymi kryształami, dzwonkami, które brzmią jakby były pożyczone z laboratorium od kolegi po fachu Panthy du Prince. Jego downtempowa skłonność dalej trwa przy Give my Heart Back, gdzie bezczeszcząc narodowy instrument, łączy rozciągliwe akordy z gęstym basem i gitarą. W utworze Who Stole The Sun powtarza tytuł jak mantrę niczym ogarnięty gorączką zdobywca, który krańcowymi siłami dociera na szczyt. Żywe, latynoskie zacięcie wyraźnie odczuwalne – Black Magic – gdy zaczyna się robić nazbyt spokojnie. Lirycznie, romantycznie jest za to przy Joannie. To połączenie pianina i cukierkowej elektroniki. Symbolicznym zakończeniem z którego bije melancholia i niepokój jest Holiday Hearts. W niepokojący nastrój wprowadza urywany dźwięk pianina, a uspokaja rozmarzony synth w połączeniu ze smyczkami.
Stąd wszystko – melodie, dubowa głębia, minimalowe kalejdoskopy, houseowa przebojowość, łóżkowe klimaty, synthpop, ambient, a nawet cosmic disco. Superpitcher dwoi i się i troi, gra, śpiewa, mruczy, nuci, łączy software i żywe instrumenty. Wspinaczka z Superpitcherem to sama przyjemność. Kim przy nim są wyczerpani emeryci z ich tegorocznymi dokonaniami – Booka Shade, Ellen Allien. Z tego samego świata, a jednak styl, intuicja, publiczność jest po jego stronie. To człowiek, który był jednym z głównych djów definiujących brzmienie niemieckiej sceny tech-house, i współtwórcą etosu kultowej już wytwórni z Kolonii. Jak słychać na załączonym obrazku, ponownie zadziwia swoim brzmieniem, które pomoże przeżyć niejeden dzień, i niejedną noc.
Kompakt, 2010







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
trackback

[…] żyw, niech nigdzie nie pędzi, bo RBMA Stage pozostanie we władaniu brzmienia Kompaktu za sprawą Superpitchera precyzyjnie celującego w parkietowe wymiatacze. Sęk w tym, że tuż obok hulać będzie […]

Polecamy