Wpisz i kliknij enter

Amon Tobin – Foley Room


Mija dziesięć lat od wydania „Bricolage” – pierwszej płyty Amona Tobina (wcześniej artysta nagrał jeszcze jeden krążek, występując jako Cujo). Od tego czasu Amon Adonai Santos de Araujo Tobin (tak brzmi pełne nazwisko Brazylijczyka) w błyskotliwy sposób wyrobił sobie opinię jednego z najważniejszych przedstawicieli nowych brzmień. Kolejne albumy artysty bardzo szybko wchodziły do kanonu najpierw trip-hopu, potem samplingu i eksperymentu – aranżacyjnego, brzmieniowego, producenckiego. Dziś Tobin proponuje nam swoje piąte studyjne dzieło (nie licząc wydanej dwa lata temu ścieżki dźwiękowej do jednej z komputerowych gier) i wszystko wskazuje na to, że autorytetowi artysty jak na razie nic nie grozi.
„Dla mnie to ciągła nauka. Sporo czasu zabiera przejście ze stanu A do B, potem z B do C i tak dalej. Cały czas staram się motywować samego siebie, stawiać sobie kolejne wyzwania” – mówi Tobin w jednym z ostatnich wywiadów. Nie ma wątpliwości, że „Foley Room” jest właśnie takim wyzwaniem – muzyk zaprosił do studia muzyków Kronos Quartet, którzy wzbogacili album szerokim wachlarzem akustycznych brzmień. Nigdy wcześniej muzyka Tobina nie opierała się tak mocno na specjalnie zarejestrowanych w studio nagraniach – wcześniej artysta posiłkował się zazwyczaj mistrzowsko krojonymi samplami, lepionymi później w przedziwne, oryginalne konstelacje. Oryginalności nie brakuje i tym razem, wszystko jednak brzmi nieco inaczej – Tobin nadał swej muzyce zaskakującego, zawiadiackiego i filmowego charakteru. Inna sprawa, że ów muzyczny film jest tutaj w typowy dla artysty sposób pocięty – dominuje szybkie, nie dające się przewidzieć kadrowanie, poszczególne kompozycje rozwijają się w sposób nieoczekiwany, role kolejnych intrumentów często się nakładają, innym razem zdają się wykluczać, ścierać, prowadzić godny zapamiętania dialog. Tak jak na „Permutation” Tobin wykorzystywał fragmenty filmów bądź ścieżek filmowych, tak na „Foley Room” samodzielnie stara się kreować własne historie. Dzięki Kronos Quartet pojawiają się partie smyczkowe, jest gitara, harfa, żywy bas, perkusja. Nie zdziwię się, jeśli taki „Straight Psyche” faktyczne znajdzie się niebawem na jakiejś filmowej ścieżce – to jeden z najlepszych utworów na tym albumie, działający na wyobraźnię, jak na Tobina również – niezwykle ciepły i akustyczny. Podobnych smakołyków jest zresztą znacznie więcej.
Brazylijczyk serwuje dzieło stworzone z romachem i pewnością siebie. Ten doświadczony artysta wciąż się rozwija, idzie do przodu – na „Foley Room” całkiem zgrabnie brzmią samplowane wokale – kto wie, może następnym etapem w twórczości Tobina okaże się jakaś piosenka? Póki co zapraszamy do „Foley Room” – miejsca, z którego długo nie chce się wychodzić.
2007







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
paide
paide
17 lat temu

mae czyżby to były Twoje produkcje? [tym bardziej zachęcam do osobnego tematu]

paide
paide
17 lat temu

maeyo
mógłbyś założyć temat na foroom dot. tej muzyki i tego artysty?
rzeczywiście ciekawe, choć niektórym może się skojarzyć aż nazbyt.
jak dla mnie świetna praca sampli, duża gęstość brzmienia. wyobraźni też nie można odmówić twórcy.
dzięki za namiary.

maeyo
maeyo
17 lat temu

Jesli ktos rozczarowany amonem, niech poslucha tego http://www.laso.pl/web/lutek/
jesli nie, również. Polecam, nie namawiam, nie zniechęcam.

headreseter
headreseter
17 lat temu

A co do recenzji, to ta filmowość jakoś razi. Obrazy same sie przy niej mogą tworzyć, takie że żaden film ich nie odda. A piesenki faktycznie znakomite, w innej formie, ale równie przebojowe .
Ever fallings i Always, to prawdziwe przeboje, a The Killer s Vanilla – je to hit . Z cudownym refrenem smyczków, z wplecionym spreparowanym damskim głosem.

headreseter
headreseter
17 lat temu

Nie łatwo jest uznać utwór za nudny, dobry, gorszy czy najlepszy.
Poskładane z wielu dzwięków, mniej lub bardziej przetworzynych, ot jak choćby instrumenty smyczkowe, przetworzone czy też nie, nie każdy jest w stanie usłyszeć, co nie znaczy że ich nie ma. I tak też jest z udziałem, smyczkó Kronos Quartet na Fooley room, które pojawiają się nie tylko w jednym, ale kilku utworach – co moge stwierdzić po kilkukrotnym przesłuchaniu płyty. To sam omożna powiedzieć o Hello Everything Squarepushera, że nudna, że nic sie nie dzieje, takie pitu pitu. A to też jest dobra muzyka, nie wychodząc poza dychotomiczne czarnebiałe definiowanie. I gust tu nic nie ma do rzeczy. To, że sie coś podoba albo nie, to nie to samo co dobro, zło, jasność i ciemność,

Błażej
Błażej
17 lat temu

Płyta znakomita!!! Bez dwóch zdań! Wielki krok naprzód!!! Rozbroiły mnie kawałki – Esther s, Straight psyche oraz At the end of the day. Nie zgadzam się absolutnie z oponentami TFR. Amon dowiódł bezsprzecznie swego geniuszu!

enes
enes
17 lat temu

Chocby nie wiem, jak zywe i doskonale byly brzmienia.. foley room zaskakuje …nuda. Dolaczam do grona rozczarowanych. To nie ten klimat, nie ten Tobin.

enes
enes
17 lat temu

Chocby nie wiem, jak zywe i doskonale byly brzmienia.. foley room zaskakuje …nuda. Dolaczam do grona rozczarowanych. To nie ten klimat, nie ten Tobin.

lazylab
lazylab
17 lat temu

Pisałem moje zdanie juz wcześniej, na forum, ale powtórzę sie… Zgadzam sie w 100%z mr.S em.
Autor recenzji moim zdaniem przesłuchał raz płytę i stwierdził ze napisze kilka standardowych, sztampowatych tekstów, bo przecież to Amon Tobin… Niestety tym razem zupełnie nie celnie.. Rozpisywałem sie juz na ten temat wiec nie ma sensu na powtórki, powiem tylko jedno: Po usłyszeniu Foley Room mailem wrażenie ze Tobin zebrał kawałki które nie zmieściły sie na poprzednich płytach, odświeżył nieco i wydal..
Wielkie rozczarowanie…

pfff
pfff
17 lat temu

to prawda.utwory są na dobrym poziomie-profesjonalizm…jednak nie zapadną w pamięci tak jak wcześniejsze dokonania artysty-a to przecież najważniejsze,by mówić o płycie ,że jest klasykiem danego gatunku…

mr.s
mr.s
17 lat temu

A ja niestety się nie zgadzam – co pewnie narazi mnie na szwank wśród fanów, choć też za takiego się uważałem (do czasu Chaos Theory, która zaczęła wyznaczać upadek Tobina w moich uszach). Ale o gustach się nie dyskutuje, więc może przedstawię moje argumenty:
1. Bardzo się Amonowi chwali że sam wszystko nagrywał, ale skoro już zaprosił Kronosów, czy nie mogliby oni zagrac czegoś więcej niż jeden motywik na cały utwór? Bloodstone jest koszmarnie nudny.
2. Amon zawsze był znany z zabaw z samplami i tutaj ich z pewnością nie brakuje, ale brakuje muzyki, która była wynikiem tych zabaw na wcześniejszych płytach. Tutaj otrzymujemy mnóstwo szeleszczenia, i dźwięków które nie tworzą spójnej całości.
3. Perkusja i rytmika – podziwiałem Tobina zawsze za to jak traktował sample perkusyjne. Co mamy na Foley Room? Powtórkę z rozrywki z Permutation i Supermodiefied. Niektóre bitą są żywcem z nich wyciągnięte, nie dosc tego technicznie brzmią dużo gorzej niż na wyżej wymienionych, słychać cięcia i niedbalstwo edycyjne którego wcześniej nie było!
4. Ogólny odbiór całości. Po Permutation przeżywam Katharsis, Supermodified powoduje dreszcze słuchając takich hiciorów jak 4 ton Mantis czy Slowly, czy Golfer vs Boxer czy prawie każdego z kawałków. A tutaj? Smutek. Powtarzalnośc, Brak perełek. Nie jestem w stanie wybrac kawałka który podoba mi się w jakimkolwiek aspekcie. Z przykrością to mówię, ale przestałem czekać na kolejne produkcje Amona.
Czy ktoś podziela moje zdanie?

DeftAphid
DeftAphid
17 lat temu

zgadzam sie w calej rozciaglosci z autorem.

Polecamy