Wpisz i kliknij enter

lali puna – faking the books


sądząc po częstotliwości wydawania albumów – kolejny krążek lali puny ukaże się mniej więcej w roku 2007, warto więc choćby z tego powodu przyjrzeć się dokładniej i zapamiętać ich najnowsze dzieło – „faking the books”. to oczywiście żart, istnieje bowiem sporo innych powodów, dla których „faking the books” można uznać za płytę niezwykle udaną. jeśli jednak lali punę mielibyśmy uważać za zespół prezentujący to, co aktualne i świeże w elektronice i popie – musielibyśmy dojść do wniosku, iż przez te trzy lata [poprzedni krążek „scary world theory” ukazał się w roku 2001] nie zmieniło się zbyt wiele w tym gatunku. w przypadku lali puny jednak mogę śmiało stwierdzić, iż wcale mnie to nie obchodzi.
zespół nagrał bowiem album niezwykle interesujący, album, któremu trzeba poświęcić odpowiednią ilość czasu, aby dostrzec [usłszeć] zawarte na nim smaczki i brzmieniowe niespodzianki. dla mnie, na pierwszy rzut ucha, „faking the books” było niczym innym jak tylko porcją przeciętnej, momentami zbyt gęstej muzyki, plasującej się daleko w tyle w porówaniu ze znakomitym poprzednikiem. swoją drogą – sukcesu „scary world theory” nie spodziewał się chyba ani zespół, ani jego wydawca – niezwykle ważny label morr music. lali puna z dnia na dzień stała się więc czołowym niemieckim przedstawicielem avant-popu, o formacji tej niezwykle pochlebnie wypowiadali się również przeróżni muzycy, w tym członkowie radiohead [wydaje się, iż oba zespoły były i pozostają dla siebie jedną z inspiracji]. po trzech latach przyszła pora na kolejny krążek, członkowie lali puny postanowili iść za ciosem, nagrywając album mocniejszy i odważniejszy: tak jak wspominałem, pierwszym wrażeniem, jakie dopada słuchacza po przesłuchaniu „faking the books” jest to dotyczące gitar: jest ich więcej, momentami są bardzo gęste, przytłaczające, co czyni brzmienie lali puny bardziej rockowym: wystarczy posłuchać „call 1-800-fear” czy kolejne po nim „micronomic” czy „b-movie” – to naprawdę mocny początek tej płyty. dodajmy do tego ostre rytmy wygrywane na „żywej” perkusji, dodajmy również pobrzmiewający czasem elektryczny bas – oto najbardziej istotne zmiany, na jakie pozwoliła sobie valerie trebeljahr z kolegami. resztę stanowią – na szczęście – tak pięknie brzmiące w wykonaniu zespołu spokojniejsze, przesycone stylową elektroniką kawałki. słuchając tego materiału wydaje się, iż lali puna powoli zbliża się do brzmienia prezentowanego przez wspomniane już tutaj radiohead – tak jak bowiem radiogłowi postawili w pewnym momencie na wariacje z elektroniką, tak lali puna stara się znaleźć sobie miejsce w bardziej rockowych formach. co więcej, na „faking the books” znajdziemy dwa murowane – pop/rockowe hity – mowa o znakomitym, znanym już wcześniej „left handed” i moim faworycie – „grin and bear”.
w przeciwieństwie do „scary world theory”, nowa muzyka lali puny nie ujmuje od razu, warto jednak pobyć z tą płytą dłużej; to dawka jedenastu znakomitych, nowoczesnych kompozycji, które – choć momentami trudne – potrafią po prostu oczarować słuchacza. inną kwestią są teksty valerie trebeljahr – prezentujące specyficzny, błyskotliwy rodzaj miłosnej i społecznej publicystyki. wszystko dostępne na nowej stronie zespołu – lalipuna.de
2004







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy