Wpisz i kliknij enter

Bibio – Ambivalence Avenue


Wraz ze zmianą stajni Stephen James Wilkinson zmienił również swój styl, jaki dotychczas go charakteryzował, albo przynajmniej zdecydował się wprowadzić doń niewielkie unowocześnienia. Ma na swoim koncie trzy płyty nagrane dla amerykańskiej wytwórni Mush, która wydaje artystów pokroju Boom Bipa czy Clouddead. Do niedawna jego styl określały właśnie tamte wydawnictwa, na których można było usłyszeć pielęgnowane przez Wilkinsona postarzone, folkowo-ambientowe granie, nie wyzbyte bynajmniej indie rockowego charakteru.
Na „Ambivalance Avenue” natomiast znajdziemy odważniej wykorzystywany śpiew, który pojawi się także w znacznie większych ilościach. W poprzednich produkcjach Stephen Wilkinson często wykorzystywał gitarę, lecz raczej tylko jako źródło dźwięku, który należy poddać przeróbkom i zanieczyścić, nie zaś jako nośnik chwytliwej melodii, jak ma to miejsce tutaj. Każdy z utworów wydaje się być zainspirowany osobną częścią muzycznego świata, na jakim Bibio wyrósłW tym przypadku utwory noszą znamiona dawnego stylu artysty, przy czym zostały nieco „odkurzone”. Słuchając najnowszych piosenek, nie odnosi się wrażenia, jakie towarzyszyło podczas odsłuchu dawnego Bibio, dźwięki nie płyną z wygrzebanej na strychu, wytartej do cna szelakowej płyty, po której rysuje ciężka igła zabytkowego gramofonu, nie są wyjęte ze starej taśmy filmowej, odnalezionej w archiwach wymarłej rodziny. Wówczas Wilkinson odsłaniał przed nami inne światy, a my dawaliśmy się porwać owym nostalgicznym wizjom. Dzisiaj bardziej zakotwiczony jest w rzeczywistości i brzmi optymizmem (choć przy okazji należy podkreślić, że album „Vignetting The Compost”, wydany przez Mush wcześniej w tym roku, podąża dawną ścieżką angielskiego muzyka). Każdy z utworów wydaje się być zainspirowany osobną częścią muzycznego świata, na jakim Bibio wyrósł. I tak dla zabawy można wypunktować skojarzenia.
1. Tytułowy „Ambivalance Avenue” ze swoją masywną perkusją i wesołą melodyką byłby skocznym Badly Drawn Boy’em.
2. „Jealous of Roses” zaśpiewany falsetem któregoś z braci Gibb z Bee Gees, oraz z rozbłyskującą melodią pluskających klawiszy przywodzi na myśl dyskotekowe szlagiery ubiegłych lat.
3. „All the Flowers” podaje w zaledwie jedną minutę dziedzictwo simonowego minimalizmu gitary akustycznej i delikatnej piosenkowości Garfunkela.
4. „Fire Ant” to Madlib albo szaleńczo samplujący RJD2, a z naszego podwórka byłby to O.S.T.R.
5. „Heikuesque (When She Laughs)” można by przypisać któremuś z indie rockowych amerykańskich zespołów.
6. „Sugarette” jest gęsty jak produkcje Flying Lotusa (sic!) albo innego warpowskiego artysty, Harmonic 313, ale z dodatkami w postaci 8-bitowych dźwięków Atari oraz wokalu przepuszczonego przez vocoder, który z miejsca kojarzy się z Daft Punk, tworząc kolejną odnogę inspiracji artysty.

Na tym poprzestańmy, ponieważ nie ma powodu, by mnożyć skojarzenia w nieskończoność. Dość powiedzieć, że Bibio na najświeższym wydawnictwie zmierzył się z wieloma stylistykami (po części również z kulturą samego Warpa) a skorzystał z tego w sposób, który pozwolił mu stworzyć własną jakość. Czy poigrywa sobie z dubstepem, hip-hopem lub IDM-em, wpada w autorską piosenkę albo po staremu „zaszumia”, jest to ciągle ten Bibio.
„Ambivalance Avenue” za sprawą nowej wrażliwości jest przystępniejszy w słuchaniu od poprzedników i, pomimo że tamte pokazywały oniryczne wytwory marzeń Anglika, zaś ów jest znajomym, tyle że trochę dziwakiem, to podoba się.
Warp CD177, 2009







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
pepeaux
pepeaux
14 lat temu

świetna okładka stanowi już wysoką rekomendację kryjącej się za nią fenomenalnej zawartości

joonior1985
joonior1985
14 lat temu

ech… za dużo tego ostatnio. Muszę pogadać z szefem o podwyżce… Album superowy. Przekrój przez moje ulubione style, muzyka z krwi i kości. Bomba 🙂

S
S
14 lat temu

Dla mnie bomba.

Polecamy