Wpisz i kliknij enter

Lem w starym kinie

Krojc nagrał swój najlepszy album – „Pirx”. Rozmawialiśmy z tej okazji z polskim producentem.

Twórcy muzyki elektronicznej od zarania jej dziejów niejako w naturalny sposób odwoływali się w swych dokonaniach do tematyki fantastycznej i futurystycznej. Co sprawiło, że Ty też odczułeś potrzebę zmierzenia się z tymi wątkami?

W pierwszym odruchu połączenie muzyki elektronicznej z tematyką fantastyczną i futurystyczną jest oczywiste, bo przecież wydaje się, że muzyka tworzona na samplerach i komputerach jest z gruntu rzeczy nowoczesna, futurystyczna. Tak się przyjęło. Ale tak sobie myślę teraz, że dziś muzyka elektroniczna wcale nie jest już taka nowoczesna.

Komputery, tablety i laptopy są dla nas codziennością, nie da się bez nich pracować, a nawet utrzymywać stałego, codziennego kontaktu ze znajomymi. Fakt, że stały się narzędziem tworzenia i nagrywania muzyki jest zupełnie naturalny i nie jest już wyznacznikiem nowoczesności. Mimo wszystko, tak się już utarło, przykleiła się taka łatka, że jeśli płyta z elektroniką niesie treść, to jest ona zwykle fantastyczna.

Sięgnąłeś po trochę dziś zapomniane „Opowieści o pilocie Pirxie” Stanisława Lema. Skąd ten wybór?

To był wybór dla mnie optymalny. Poszukiwałem od jakiegoś czasu tematu, na którym mógłbym oprzeć muzykę, tematu łączącego w sobie elementy futurystyczne z „oldskulowymi”. Opowiadania Lema są idealne, ponieważ ich fabuła jest osadzona mocno w przyszłości, ale jest zakurzona i brudna. Nie jest gładka i idealnie biała jak choćby obrazy z filmu „Odyseja Kosmiczna 2001” Stanley’a Kubricka. Kolorami dominującymi u Lema są rdzawo-brązowy, szary i czerwony. Dzięki temu atmosfera opowiadań nie jest sterylnie nowoczesna, ale przypomina bardziej opowiadania przygodowe.

Zapewne oglądałeś socjalistyczne filmy będące ekranizacjami opowieści o Pirxie – węgierski i polsko-radziecki. Czy były ważniejszą inspiracją niż literatura?

Obejrzałem oczywiście te filmy, były dla mnie sporą inspiracją, ponieważ realizowane były w czasach PRL-u. Sięgnąłem jednak do nich w poszukiwaniu sampli dźwiękowych, których mógłbym użyć na płycie. Zanim jednak poszukałem filmów, przypomniałem sobie dokładnie opowiadania Lema i to właśnie na nich się przede wszystkim opierałem. Założyłem sobie, że jeden utwór na płycie równa się jedno opowiadanie o Pirxie. Ponieważ na płycie nie ma tekstów śpiewanych, starałem się możliwie najlepiej oddać klimat opowiadań za pomocą dźwięków. Mam nadzieję, że się to udało. Fabuła filmów o których wspomniałeś, z przyczyn obiektywnych, pokazuje tylko mały urywek opowiadań. Musiałem więc przede wszystkim opierać się na źródle pisanym.


– Formuła concept-albumu nie jest łatwa. Ty zetknąłeś się z nią współpracując z Lao Che. To dlatego nie miałeś oporów przed jej wykorzystaniem?

Tak samo jak wcześniej w Lao Che, tak i teraz, kiedy samodzielnie zabieram się do nagrywania płyty, muszę mieć temat. Być może w pierwszym etapie ta forma wydaje się być trudniejsza, bo trzeba znaleźć pomysł, rozpisać scenariusz i zaplanować całą płytę. Potem jest jednak dużo łatwiej, ponieważ wiesz o czym będzie kolejny utwór i kolejny. To trochę jak z malarstwem.

Najpierw wymyślasz co będziesz malować a potem malujesz przy pomocy dostępnych narzędzi. Oczywiście można zrobić to odwrotnie, jak choćby Jackson Pollock: rzucasz farbami w płótno i odczytujesz efekt. Można przecież napisać i nagrać utwór, a potem szukać skojarzeń i nadać tytuł. To zdecydowanie kwestia bardzo indywidualna. Żadne z tych podejść do tworzenia nie jest ani lepsze ani gorsze.

Czułeś podczas pracy nad płytą jakieś ograniczenia formalne wynikające z wybranej tematyki?

Zdecydowanie tak. Sam je sobie ustanowiłem. Przede wszystkim postanowiłem nie dotykać gitar. Założyłem sobie, że wszystkie dźwięki na płycie będą wygenerowane przez instrumenty oraz urządzenia elektryczne i elektroniczne. Poza tym chciałem, aby forma tych utworów była nieco „oldskulowa”, ponieważ opowiadania były napisane kilkadziesiąt lat przed erą samplerów i notebooków. Próbowałem więc połączyć dzisiejsze odmiany muzyki elektronicznej z syntezatorowym stylem sprzed 30 lat.

W większości przypadków muzyka interpretująca literaturę czy film jest jednowymiarowa – bo ma ilustracyjny charakter. Z „Pirxem” jest inaczej, ponieważ nagrania z płyty zachowują swą autonomiczną wartość, można je docenić bez pierwotnego kontekstu. Trudno to było uzyskać?

Wydaje mi się, że wynika to z faktu odrębności opowiadań, a co za tym idzie – utworów na tej płycie. Każdy z nich tworzy inną historię. W zasadzie jedynym łącznikiem jest postać głównego bohatera. W związku z tym, do każdego z utworów podchodziłem zupełnie „od nowa”, jakbym miał zrobić coś odrębnego, oddzielnego – ale przy wykorzystaniu tych samych narzędzi.

Podczas naszej poprzedniej rozmowy odgrażałeś się, że każda Twoja płyta będzie inna. I obietnicy dotrzymałeś – bo „Pirx” nie brzmi ani jak „Kid 78”, ani jak „Odludek”. To dzieje się naturalnie czy rzeczywiście wynika z twórczego założenia?

Dzieje się i naturalnie i wynika z założenia. Szczerze mówiąc gdybym miał nieco więcej czasu, nagrywałbym pewnie pod kilkoma pseudonimami, ponieważ mam sporo pomysłów na muzykę. Jest to dla mnie osobiście spory problem, ponieważ najchętniej nagrałbym płytę bardzo różnorodną, jednak zdaję sobie sprawę, że mogłaby być nie do przyjęcia dla słuchaczy. Jednego dnia mam ochotę na elektronikę, a drugiego biorę gitarę do ręki i podgrywam sobie metalowe riffy. Być może to kwestia braku odwagi, bo nie zdecydowałem się nigdy na takie muzyczne połączenia. Gdybym jednak miał nagrać kiedyś płytę typu „wyrzuć z siebie wszystko”, to pewnie byłaby skrajnie różnorodna. Może kiedyś się zdecyduję.

W tamtej rozmowie dystansowałeś się również wobec tanecznego charakteru nowej elektroniki. Tymczasem na „Pirxie” rytm jest wiodącym elementem. Przeprosiłeś się klubowymi bitami?

Wydaje mi się, że w sumie ta płyta jest mało taneczna. Ona jest taneczna w warstwie rytmicznej, jednak w warstwie melodii do tańca nie pasuje. Bardzo często spotykam się z opinią, że to „kwaśna” muzyka – cokolwiek to oznacza. O dość mało tanecznym charakterze płyty, świadczy także niechęć do „promowania” płyty ze strony portali muzycznych zajmujących się muzyką klubową.

[IGN007] Krojc – „PIRX” (CD, MC) by InnerGuN Records

W utworach „Terminus II” i „Rozprawa” sięgasz po mocne techno, a w „Opowiadaniu Pirxa” – po zdubowany house. I jest super – bo potrafisz odcisnąć na tych tanecznych brzmieniach własne piętno. Jak to się robi?

Sam nie wiem! Myślę, że to konsekwencja pewnego muzycznego zwielokrotnienia jaźni, o którym wspomniałem wcześniej. To następstwo faktu, że jednego dnia mam ochotę na elektronikę, drugiego na punk, trzeciego na metal, a czwartego na klasykę. Jestem zbieraczem płyt z dobrą muzyką i inspirują mnie bardzo różne gatunkowi. Mam dobre wzorce.

Pomysł wpisania w „Opowiadanie” wariacji na temat „W starym kinie” Mieczysława Fogga jest po prostu genialny! Jak na niego wpadłeś?

Dziękuję! Jest to celowy zabieg. Sięgając po ten temat chciałem uwypuklić to, co najbardziej urzekło mnie w opowiadaniach o pilocie Pirx’ie. Mam na myśli widoczne z naszej perspektywy, z perspektywy 2012 roku, połączenie przyszłości, w której osadzone są opowiadania, z przeszłością w której powstały. Wyobraź sobie taką sytuację, w której siadasz przed telewizorem marki Rubin, oglądasz czołówkę programu „W Starym Kinie”, czyli temat przewodni od Fogga, a następnie zaczyna się film „Test Pilota Pirxa”. Czy nie pasuje idealnie?

„Albatros” i „Wypadek” to wspomnienie klasycznego IDM-u rodem z Warpu. Połowa lat 90. to dla Ciebie najlepszy czas dla nowej elektroniki?

Pewnie coś w tym jest, ponieważ druga połowa lat 90-tych to okres moich studiów i czas największych poszukiwań muzycznych. Ponieważ studiowanie dziennie nie było bardzo wymagające, miałem dużo czasu na wyszukiwanie nowych producentów i ich płyt. Stylistyka wydawnictw Warpa zawsze była mi bardzo bliska i do dziś tak zostało.

Elektronika na „Pirxie” ma jak zwykle w Twoim przypadku brzmienie lo-fi – co idealnie pasuje do lemowskich opowieści kojarzących się z latami 60. i 70. Łatwo było nadać muzyce taki retro-futurystyczny charakter?

Łatwo. Jednym z powodów nagrania muzyki do opowiadań o Pirxie było posiadane przeze mnie instrumentarium. Mam w studio kilka starych syntezatorów, których ciągle używam. Wolę brzmienia z instrumentów analogowych niż te generowane przez program w komputerze. Są prawdziwsze no i mają w sobie swego rodzaju „kurz”, który występuje w prozie Lema. Było to bardzo pomocne w przypadku tej płyty.

Fajnie byłoby posłuchać utworów z „Pirxa” na żywo z odpowiednimi wizualizacjami. Masz taki plan?

Tak. Pojawiły się już pierwsze propozycje koncertowe, ale nie chcę jeszcze zdradzać szczegółów, ponieważ nie znam jeszcze konkretnych dat. Oczywiście jak zawsze na koncertach towarzyszyć mi będzie Mateusz Jarmulski, który odpowiada za oprawę wizualną. Tak się z Mateuszem umówiliśmy, że na równi traktujemy muzykę i obraz, że koncert ma być wydarzeniem audio-wizualnym. Stoimy więc razem na scenie, każdy z nas przy swoim sprzęcie, tworząc swego rodzaju duet.

Osobne brawa nalezą Ci się za pomysłowe wydanie albumu. Ale dlaczego tym razem publikujesz swoją płytę nakładem Oficyny Biedota a nie InnerGun?

To wspólne wydawnictwo – połączyliśmy siły, a więc płyta wydana została pod szyldem Oficyny Biedota + InnerGun. Michał Turowski z Oficyny zaproponował mi wydanie Pirxa na kasecie magnetofonowej. Uznałem, że to świetny pomysł i zgodziłem się bez namysłu. Wersja CD ma także ciekawe opakowanie, ponieważ włożyliśmy ją do metalowego pudełka. Fajnie wygląda i bardzo pasuje do całej koncepcji. Za stronę graficzną odpowiedzialna jest Karolina Pietrzyk.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
keisuke
keisuke
11 lat temu

Też jestem wielkim fanem Lema, idm / chiptune i będę musiał się głębiej wsłuchać. Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne, choć nieco brakuje mi dźwiękowej przestrzeni w stylu Funckarmy, Arc Lab czy Multiplexa. Ale to kwestia prywatnych emocji i skojarzeń…

Yaniki
11 lat temu

Jestem oddany Lemowi…będę musiał posłuchać.

Ta polsko-radziecka ekranizacja prozy Lema, o której była mowa w wywiadzie („Test Pilota Pirxa”), to niestety straszliwie nieudany film (piszę to z przykrością, bo miałem kiedyś przyjemność pozna jednego z autorów). Dziwne, ale nawet muzyka była problematyczna, pomimo, że skomponowana przez giganta w osobie Eugeniusza Rudnika (są to bodaj jedyne utwory Rudnika, których po prostu nie lubię).

Świetną muzykę inspirowaną twórczością Lema opublikował onegdaj Maciek Szymczuk… swoją drogą, to ciekawe, co powiedziałby o niej Lem, bo na ogół miał dość ironiczny stosunek do kompozytorów, którzy twierdzili, że ich utwory były w jakiś sposób inspirowane jego pisarstwem (a było tego sporo na całym świecie)

ejdz
ejdz
11 lat temu

człowiek najpierw się zaciekawi Lemem, potem zniechęci ideemem, jednak posłucha – a tu cziptun, i to wcale nie super

Polecamy